W naszej kulturze przyjęło się, że o pierwszych razach mówić nie wypada. Bo to temat krępujący, wstydliwy, owiany tajemnicą. Nic w tym dziwnego, nie można zbyt wiele oczekiwać od kraju, w którym rewolucja seksualna miała miejsce nie więcej niż jakieś 50 lat temu, za sprawą Michaliny Wisłockiej i jej “Sztuki kochania”.
Zaobserwowałam, że już samo sformułowanie “pierwszy raz” rzucone gdzieś w przestrzeń sprawia, że otoczenie zaczyna się rumienić, a osoba zainteresowana próbuje zmienić temat. Jak ograniczone jest więc nasze myślenie, skoro ten zlepek dwóch prostych słów, rozbudza w nas skojarzenia głównie erotyczne. A przecież pierwszych razów jest tak naprawdę nieskończenie wiele i w rzeczywistości bardzo mało mają wspólnego z seksem…
Analizując swoje życie stwierdzam, że średnio raz dziennie robię coś po raz pierwszy. Wracam z pracy nową trasą, kupuję nowy smak jogurtu lub oglądam w kinie premierowy film. Chociaż przeważnie są to rzeczy bardzo drobne, to właśnie z nich składa się moja codzienność. Zwykle nie skupiam się na tego typu czynnościach, nawet jeśli wykonuje je po raz pierwszy. Noszę w sobie pewne przeczucie, że przecież tak naprawdę nie wnoszą one do mojego życia niczego szczególnie wartościowego, poza chwilową ekscytacją czy zachwytem. Nic więc dziwnego w tym, że o części z nich zapominam już na drugi dzień…
Zdarzają mi się jednak i takie pierwsze razy, na myśl o których moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze a żołądek kurczy się do rozmiarów piłeczki do ping-ponga. Momenty ważne lub zupełnie błahe. Długie lub kilkusekundowe. Wyczekane lub całkowicie niespodziewane. Takie, które chciałabym powtarzać bez końca, chociaż wiem, że to niemożliwe…
Wszystkie te pierwsze razy przechowuję w głowie z nadzieją, że miejsce tam nigdy się nie skończy. Bo gdybym miała wyrzucić któreś ze wspomnień, żeby zrobić miejsce na nowe, wolałabym chyba pozbyć się wszystkich…
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z morzem i zachwyt, który mnie ogarnął na widok granatowej wody znikającej za horyzontem,
Pamiętam smak jabłek pieczonych na ognisku,
pierwszy dzień w nowej szkole i ten strach, że nie znajdę tam żadnego przyjaciela,
zapach perfum, które miałam na sobie na pierwszej randce,
pierwszy pocałunek, którego żałuję ale przecież nie mogę cofnąć czasu,
i pierwszą noc w akademiku, który wydawał mi się wtedy obcy i przytłaczający.
Pamiętam moment wyprowadzki z domu i ostatnie spojrzenie na pokój, który przez lata był moją kryjówką przed światem.
Pamiętam moje pierwsze dżinsy, o których marzyłam i pierwszy stanik, który miał zadecydować o tym, czy jestem jeszcze dziewczynką czy już kobietą.
Pamiętam wzrok, kiedy on spojrzał na mnie po raz pierwszy i pamiętam dotyk jego ciepłej dłoni, kiedy zaczęliśmy wirować na parkiecie.
….
Noszę w sobie tę sumę wszystkich pierwszych razów, które doświadczam i które budują mnie taką, jaką jestem. Jestem wdzięczna za każdy z nich z osobna i za całość, którą tworzą. Jednak w głębi serca obrażam się trochę na świat, który wciąż sugeruje, że pierwszy raz jest tylko jeden i dotyczy aktu cielesnego…
Przecież tyle mamy jeszcze do przeżycia, doświadczenia, zobaczenia, odkrycia, posmakowania i wypróbowania. A to wszystko tylko po to, by choć na chwilę poczuć ekscytację i ten przyjemny ucisk w żołądku.
A ty? Kiedy ostatnio zrobiłeś/aś coś po raz pierwszy?
Super! Z tego co pamietam to wczoraj 😁, a w tym tygodniu to conajmniej kilka pierwszych razów.
Tak trzymać ! 🙂
Piękne. Warto się czasem zatrzymać i zastanowić jak wiele doświadczamy 🙂